Nie będę ukrywała, że główną przyczyną, za sprawą, której wybrałam się do kina jest fakt, że scenariusz filmu powstał na kanwie powieści Pilcha, jednego z pisarzy, których cenię. Dodatkowo „Pod mocnym aniołem” nie czytałam i uważam to za plus, ponieważ dzięki temu nie mogłam konfrontować filmu z książką, kiedyś wydało mi się to nie uniknione, jednak teraz zdaje sobie sprawę, że film i książka reprezentują dwa różne gatunki sztuki i posługują się innym środkami, dlatego też porównywanie ich jest próżne i przypomina porównywani smaku grzyba do zupy pieczarkowej.
Fabuła filmu opiera się na historii Jerzego, pisarza, mające problemy z alkoholem, które sprowadzają się do kilkumiesięcznych pijackich ciągów niezmiennie kończących się w ciężkim stanie na oddziale de liryków, na którym zostaje doprowadzony do stanu używalności i po kilku tygodniach oddany z powrotem do rzeczywistości. Tam, pierwsze kroki kieruje do tytułowego „Pod mocnym aniołem” na jednego, gdzie zaczynają się kolejne miesiące dryfowania w morzu metylenu, pod różna postacią, gdzie nie dociera rzeczywistość.
Jerzy z
każdym kolejnym ciągiem stacza się coraz niżej, statek pijany płynie, prosto w
przepaść zawijając od czasu do czasu do portu odwyk, gdzie widz może poznać
skrawki historii innych leczących się. Film ten to podróż przez pijacką Polskę,
pełną hektolitrów wódki, wymiocin, fekalia i seksu w tle, podróż przez meliny,
gdzie mit alkoholika jako błędnego rycerza na planecie procentów opada. Statek
pijany nie ma racji bytu i z czasem opada na dno, każdy.
Smarzewski pokazał nałóg obdarty z wszelkich otoczek, z wszelkim upodleniem, jakie mu towarzyszy, łącznie z wymiotowaniem w miejscach publicznych i robieniem pod siebie.
„Pijesz gdy się cieszysz, pijesz, gdy jesteś smutny, ludzie miłość do życia zamienili w miłość do wódki” – jak rapował kilka lat temu Pezet. Ciężar tematu, jaki obrał reżyser, staje się lżejszy dzięki nieco banalnemu i głupawemu poczuciu humoru, wyjętym z ust Ferdka Kiepskiego, absurdalnym dialogom rodem z szynku i doskonałej grze aktorskiej.
Smarzewski pokazał nałóg obdarty z wszelkich otoczek, z wszelkim upodleniem, jakie mu towarzyszy, łącznie z wymiotowaniem w miejscach publicznych i robieniem pod siebie.
„Pijesz gdy się cieszysz, pijesz, gdy jesteś smutny, ludzie miłość do życia zamienili w miłość do wódki” – jak rapował kilka lat temu Pezet. Ciężar tematu, jaki obrał reżyser, staje się lżejszy dzięki nieco banalnemu i głupawemu poczuciu humoru, wyjętym z ust Ferdka Kiepskiego, absurdalnym dialogom rodem z szynku i doskonałej grze aktorskiej.
Czy warto iść? Z pewnością, czy się spodoba, niekoniecznie, bo to nie jest film, który ma się spodobać, to film, który ma poruszyć, skłonić do myślenia, a to zadanie z pewnością spełnia, a na pewno warto go zobaczyć ze względu na aktorów.
Zdjęcia pochodzą z Filweb.pl i Stopklatka.pl
ja i tak nadal nie przepadam zbytnio za polskimi filmami
OdpowiedzUsuńJa te nie chociaz teraz i tak jest kilka ciekawych pozycji, na pewno jednak nie smiesza mnie polskie komedie, bo sa zalosne
UsuńPozdrawiam
Na takie przygnębiające filmy zdecydowanie trzeba mieć nastrój. Do kina bym nie poszła, ale w zaciszu domowym, właśnie z odpowiednim nastrojem zapewne kiedyś obejrzę.
OdpowiedzUsuńFilm nie jest ciezki. Sam temat jest, jednak sposób przedstawienia go juz nie do końca. Zreszta przekonaj sie sama
Usuńpozdrawiam!
Może kiedyś obejrzę :)
OdpowiedzUsuńFilm jest na mojej liście, muszę koniecznie go zobaczyć!
OdpowiedzUsuńNiedługo będzie na dvd;)
OdpowiedzUsuńMuszę obejrzeć!<3
OdpowiedzUsuńkoniecznie!
UsuńMnie pozostanie obejrzenie tego filmu w necie...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
wrażenie zrobi na Tobie na pewno duże:)
Usuńpozdrawiam
oglądałam i stwierdzam, ze to nawet nizeły film, na pewno porusza i skłania do myslenia
OdpowiedzUsuńpozrawiam