Przeglądając posty na Facebooka zatrzymałam oko na wpisie Harpers Bazaar,
przedstawiającym, jak zawsze fantastycznie ubraną Michelle Obamę, pomyślałam sobie, zresztą nie tylko o
niej, ale i o wszystkich pierwszych damach, że w gruncie rzeczy to mają
przerąbane. Dlaczego?
Otóż każda modowa wpadka żony prezydenta, zostanie zaraz głośno skomentowana w mediach, no i w przypadku osoby takiej z góry odpadają wszelkie eksperymenty modowe i stylistyczne poszukiwania (o rety!), bo czy wyobrażacie sobie pierwszą damę w workerach, albo dresie? Ja nie, takie rzeczy żonie prezydenta po prostu nie przystoją. Słowem, zawsze trzeba wyglądać elegancko, taktownie i stosownie do sytuacji. U mnie znaczyłoby to między innymi śmierć tego bloga albo w najlepszym wypadku jego transformacje w zupełnie inny.
Po drugie żona prezydenta ma, jak przynajmniej mniemam, ograniczoną możliwość wygłaszania własnych opinii, zwłaszcza jeżeli takowe mogłyby mieć zły wpływ na karierę i opinię jej męża. Zresztą u pierwszej damy nie ma mowy o wygłaszaniu jakichś szokujących lub po prostu niewygodnych poglądów. W moim przypadku doprowadziłoby mnie to do szału, bo często zajmuję stanowisko, które sprawia, że ludzie patrzą na mnie krzywo, moi znajomi już się do tego przyzwyczaili i zaciekle ze mną w takich sytuacjach polemizują, jednak osoby bardziej postronne pewnie są zdziwione lub zbulwersowane, zależy, jaki temat poruszę. Taka już jestem, mam swoje zdanie i nie mam problemów z jego powiedzeniem głośno , depcząc mocno wszelki konformizm.
Najważniejszym powodem, dla którego nigdy, przenigdy nie chciałabym być zoną prezydenta, to fakt, ze jest ona głównie żoną swojego męża, a dopiero potem sobą. Ja niestety, a może i stety mam zbyt dominującą osobowość i nie lubię chować się w czyimś cieniu, na pierwszym miejscu jestem ja, potem etykietki, jakie ktoś może chcieć mi przykleić.
Pomimo wszelkiego splendoru, sławy i dumy z faktu, że mąż pełni najważniejszą funkcję w państwie, dostrzegam bardzo mało plusów bycia pierwszą damą, i za nic nie mam aspiracji, aby do zaszczytnego grona elokwentnych, eleganckich i zawsze doskonale ubranych pań/dam dołączyć.
W sobotni wieczór prezentuje jedną z ostatnich stylizacji z biało- czarną spódnicą w roli głównej, tym razem minimalistycznie, czarna bluzka o kroju t-shirtu, buty na wyższej podeście i zdjęcia robione w biegu, a właściwie w podskokach:)
Miłego weekendu kochani!
Otóż każda modowa wpadka żony prezydenta, zostanie zaraz głośno skomentowana w mediach, no i w przypadku osoby takiej z góry odpadają wszelkie eksperymenty modowe i stylistyczne poszukiwania (o rety!), bo czy wyobrażacie sobie pierwszą damę w workerach, albo dresie? Ja nie, takie rzeczy żonie prezydenta po prostu nie przystoją. Słowem, zawsze trzeba wyglądać elegancko, taktownie i stosownie do sytuacji. U mnie znaczyłoby to między innymi śmierć tego bloga albo w najlepszym wypadku jego transformacje w zupełnie inny.
Po drugie żona prezydenta ma, jak przynajmniej mniemam, ograniczoną możliwość wygłaszania własnych opinii, zwłaszcza jeżeli takowe mogłyby mieć zły wpływ na karierę i opinię jej męża. Zresztą u pierwszej damy nie ma mowy o wygłaszaniu jakichś szokujących lub po prostu niewygodnych poglądów. W moim przypadku doprowadziłoby mnie to do szału, bo często zajmuję stanowisko, które sprawia, że ludzie patrzą na mnie krzywo, moi znajomi już się do tego przyzwyczaili i zaciekle ze mną w takich sytuacjach polemizują, jednak osoby bardziej postronne pewnie są zdziwione lub zbulwersowane, zależy, jaki temat poruszę. Taka już jestem, mam swoje zdanie i nie mam problemów z jego powiedzeniem głośno , depcząc mocno wszelki konformizm.
Najważniejszym powodem, dla którego nigdy, przenigdy nie chciałabym być zoną prezydenta, to fakt, ze jest ona głównie żoną swojego męża, a dopiero potem sobą. Ja niestety, a może i stety mam zbyt dominującą osobowość i nie lubię chować się w czyimś cieniu, na pierwszym miejscu jestem ja, potem etykietki, jakie ktoś może chcieć mi przykleić.
Pomimo wszelkiego splendoru, sławy i dumy z faktu, że mąż pełni najważniejszą funkcję w państwie, dostrzegam bardzo mało plusów bycia pierwszą damą, i za nic nie mam aspiracji, aby do zaszczytnego grona elokwentnych, eleganckich i zawsze doskonale ubranych pań/dam dołączyć.
W sobotni wieczór prezentuje jedną z ostatnich stylizacji z biało- czarną spódnicą w roli głównej, tym razem minimalistycznie, czarna bluzka o kroju t-shirtu, buty na wyższej podeście i zdjęcia robione w biegu, a właściwie w podskokach:)
Miłego weekendu kochani!
No tak, nikt nie lubi być na świeczniku. ;)
OdpowiedzUsuńspódniczka ma ciekawy krój ;)
OdpowiedzUsuńmasz przepiekne długie nogi <3
Bluzka i naszyjnik super ! Świetna odsłona tej spódniczki ! W ogóle fajny pomysł z tymi spodobami na rozmaiste stylizacje z tą samą spódniczką !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
postanowiłam zrobić coś innego niż tylko co rusz nowy ciuch:)
Usuńpozdrawiam
fajnie, że popierasz idee:)
Usuńnaszyjnik piękny ♥
OdpowiedzUsuńinspirujące :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie więcej tych minusów niż plusów ;-) A Ty wyglądasz świetnie :-)
OdpowiedzUsuńmoja osobowość też by mi nie pozwoliła na stanie w cieniu mężczyzny... w zasadzie to w niczyim cieniu bo nienawidzę być pomijana i olewana:D spódnica na kolejny sposób.... ciekawa jestem następnych dwóch :)
OdpowiedzUsuńdzisiaj na pewno zobaczysz kolejny:)
Usuńpozdrawiam
szczerze też bym nie chciała :-) rewelacyjny klimat zdjęć i fajny b&w outfit :-)
OdpowiedzUsuńwow! ale oryginalny look :))
OdpowiedzUsuńJa chyba też bym nie mogła :) , bo nie potrafiłbym pozostać w cieniu :P
OdpowiedzUsuńładna stylizacja i zdjęcia :)
widzę, że wśród nas przeważają silne osoby:)
Usuńpozdrawiam
zdjęcia są super
OdpowiedzUsuńtyle w nich energii
mega, dobrze ci z taka energia :)
OdpowiedzUsuńfantastyczny jest ten minimalizm :)) widac ze lubisz te spodniczke :))
OdpowiedzUsuńspódnica genialna ;>
OdpowiedzUsuńpierwsze foto najlepsze
OdpowiedzUsuń